„Śpiewam, jakby to był ostatni raz” – Sławomir Naborczyk, solista 10 Tenorów o pasji, kulisach kariery i miłości do sceny.
- Agencja Brussa
- 2 dni temu
- 7 minut(y) czytania
Czy zastanawialiście się kiedyś, co kryje się za głosem, który potrafi poruszyć całą salę koncertową? Jakie emocje, wyrzeczenia i lata pracy stoją za artystą, którego oklaskujecie na scenie?
Właśnie o tym jest ta rozmowa. O człowieku, który nie tylko śpiewa – on opowiada historię dźwiękiem. Sławomir Naborczyk, jeden z czterech polskich tenorów w międzynarodowym projekcie 10 Tenorów, to artysta o niezwykłej wrażliwości, precyzji i charyzmie. Jego głos – tenor spinto – potrafi w jednej chwili wstrzymać oddech publiczności, by po chwili wypełnić salę ciepłem i emocją.
Absolwent Akademii Muzycznej im. F. Nowowiejskiego w Bydgoszczy (klasa dr hab. Marka Moździerza i Tadeusza Szlenkiera), kształcił się pod okiem mistrzów światowej wokalistyki: Neila Shicoffa, Eytana Pessena, Matthiasa Rexrotha, Izabeli Kłosińskiej, Heleny Łazarskiej, Tomasza Koniecznego i wielu innych. Od tamtej pory jego kariera rozwija się nieprzerwanie, przynosząc kolejne sukcesy.
Sławek jest laureatem najważniejszych konkursów wokalnych w Polsce i za granicą – zdobył m.in. Grand Prix 21 Wielkiego Turnieju Tenorów w Szczecinie (zdobywając wszystkie nagrody regulaminowe), I nagrodę w Międzynarodowym Konkursie im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju, zwycięstwo w Operetkowo-Musicalowym Konkursie Wiesława Ochmana oraz liczne wyróżnienia w konkursach Złote Głosy, Ars et Gloria i K. Jamróz.
Śpiewał na scenach Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, Opery Śląskiej, Opery Bałtyckiej, Opery i Filharmonii Podlaskiej, a jego głos rozbrzmiewał także w koncertach z orkiestrami Sinfonia Varsovia, Filharmonią Śląską, Filharmonią Pomorską, Filharmonią Podkarpacką czy Polską Filharmonią Sinfonia Baltica. Współpracował z takimi dyrygentami jak Massimo Caldi, Mirosław Jacek Błaszczyk, José Maria Florêncio, Zygmunt Rychert, Wojciech Kunc, Igor Iaroszenko czy Michał Klauza.
Dla nas, w Agencji Brussa, Sławek jest kimś więcej niż wybitnym solistą. To członek naszej artystycznej rodziny, z którym od lat współtworzymy niezapomniane widowiska. Publiczność kocha go za szczerość, pasję, klasę i emocje, które przekazuje na scenie w koncertach takich jak „Operetki Czar”, „Noworoczny Wieczór ze Straussem”, „W Blasku Operetki - Koncert Noworoczny” czy w naszej flagowej produkcji „10 Tenorów”. Ale miał również kiedyś okazję występować w naszej produkcji z włoską muzyką “Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu - Sanremo na Bis”, co miło wspomina do dziś.
Jego występy wzruszają i inspirują – zarówno tych, którzy widzieli go na scenie dziesiątki razy, jak i tych, którzy dopiero odkrywają jego talent. To wyjątkowy wywiad w „Kuluarach Brussa”, dedykowany jego fanom i wszystkim, którzy od lat śledzą jego karierę.
Jak wygląda życie artysty, który łączy operową dyscyplinę z estradowym sercem?
Jak wygląda jego muzyczny świat od środka? Jak radzi sobie ze stresem, emocjami i ciągłym dążeniem do perfekcji? Przekonajcie się sami!
Zapraszamy do lektury serdecznej rozmowy ze Sławkiem Naborczykiem – o pasji, emocjach i sile, jaka płynie z muzyki, która nigdy nie kłamie.

Sławku, każda wielka historia ma swój początek. Gdzie zaczęła się Twoja muzyczna opowieść? Pamiętasz swoje pierwsze kroki na scenie?
Sławomir Naborczyk: Pasja do muzyki i do śpiewania zaczęła się u mnie w młodym wieku, gdyż w wieku 9 lat rozpocząłem naukę w Państwowej szkole muzycznej I stopnia w Inowrocławiu, gdzie mogłem poznać podstawy sztuki muzycznej oraz doświadczyć pierwszych koncertów i wydarzeń artystycznych, często bywając ich równocześnie częścią. Pamiętam, że pierwszy mój występ to był mini recital fortepianowy w bardzo młodym wieku i bardzo się stresowałem.
Później, po ukończeniu szkoły muzycznej w klasie klarnetu, przyszedł czas decyzji. Byłem w klasie maturalnej i trzeba było się uczyć, bo zamierzałem studiować medycynę. Rodzice pragnęli, abym zdobył solidny zawód. Ale ja zdecydowałem się podjąć naukę w zakresie sztuki wokalnej w szkole muzycznej II stopnia. Przyznam się, że rodzice nic o tym nie wiedzieli. Koniec końców udało mi się zdobyć indeks i na medycynę, i na akademię muzyczną. Wybrałem śpiew i na razie nie żałuję. Był taki czas, że trzeba było postawić wszystko na jedną kartę i początki były trudne.

Wspomniałeś o początkach, a jednym z najbardziej fascynujących etapów Twojej drogi była zmiana głosu z barytonu na tenora. To w świecie opery niemal jak artystyczne narodziny na nowo. Jak wspominasz ten proces? Czy to była walka, czy raczej olśnienie?
Sławomir Naborczyk: To prawda, przez większą część studiów byłem barytonem. Kiedy debiutowałem w 2011 roku w „Weselu Figara”, to śpiewałem jeszcze barytonem. Później, przy pomocy moich mistrzów, powoli wykluwał się tenor i teraz dojrzewa.
To był proces, który wymagał ogromnej pracy i zaufania do pedagogów, takich jak dr hab. Leszek Moździerz i mgr Tadeusz Szlenkier w Bydgoszczy, a później profesorowie z Akademii Operowej przy Teatrze Wielkim – Operze Narodowej.
To nie było olśnienie z dnia na dzień, a raczej stopniowe odkrywanie nowych możliwości, nowej skali, w której, jak się okazało, czuję się bardzo dobrze. Ta zmiana nauczyła mnie pokory wobec własnego instrumentu i pokazała, jak ważne jest nieustanne doskonalenie i słuchanie tych, którzy mają większe doświadczenie.

Na scenie emanujesz niezwykłą energią i prawdą. Masz jakąś swoją filozofię, myśl, która towarzyszy Ci tuż przed wejściem w światła rampy? Co sprawia, że każdy Twój występ jest tak autentyczny?
Sławomir Naborczyk: Zawsze gdy wychodzę na scenę, śpiewam tak, jakbym śpiewał po raz ostatni w życiu. Staram się za każdym razem opowiedzieć jakąś historię bawet w kilku frazach tak, aby uwiarygodnić emocje, które zostały zawarte w muzyce oraz tekście. To podejście sprawia, że nie ma miejsca na występ na pół gwizdka.
Każdy koncert, każdy spektakl jest dla mnie tym jedynym, najważniejszym. To wymaga pełnej koncentracji i emocjonalnego zaangażowania od pierwszej do ostatniej nuty. Chodzi o to, by publiczność nie tylko usłyszała piękne dźwięki, ale poczuła prawdę postaci, jej radość, ból, miłość. To jest istota teatru i muzyki – przekazywanie prawdziwych emocji.
Twoja kariera to z jednej strony wielkie sceny operowe, a z drugiej – estrada i bezpośredni kontakt z publicznością. Jakie cele stawiasz sobie dzisiaj w obu tych światach? Nad czym teraz pracujesz i o czym marzysz?
Sławomir Naborczyk: Jestem człowiekiem, który wywodzi się z teatru, więc ambicja nakazuje stawiać sobie coraz to mocniejsze cele. Aktualnie będzie to premiera Halki w Operze Lubelskiej, gdzie będę kreował Jontka. Będzie to mój debiut, a jest to wszakże Nasza Opera Narodowa, więc bardzo mi zależy na jak najlepszym przygotowaniu tejże postaci.
Estrada zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, więc zapewne jakieś nowe projekty w naszej agencji również przysporzą nowych wrażeń i emocji. Koncerty, takie jak te z Agencją Brussa, dają zupełnie inny rodzaj energii. Kontakt z publicznością jest bardziej bezpośredni, intymny. Widzi się reakcje ludzi, ich uśmiechy. To daje ogromną satysfakcję i napędza do dalszej pracy.

Jesteś z nami, z Agencją Brussa, od lat. To piękna, długa współpraca. Co sprawia, że tak dobrze Ci się z nami pracuje? Co najbardziej cenisz w tej artystycznej rodzinie?
Sławomir Naborczyk: Najbardziej cenię sobie rodzinną atmosferę oraz warunki pracy, jakie stwarza nam Agencja Brussa. Logistyka, transport, hotele itp., zawsze wszystko na najwyższym poziomie. To ma fundamentalne znaczenie.
Kiedy artysta nie musi martwić się o sprawy organizacyjne, kiedy czuje się zaopiekowany i wie, że może zaufać ludziom, z którymi pracuje, może w stu procentach skupić się na tym, co najważniejsze – na przygotowaniu do występu. Taki spokój i komfort psychiczny są bezcenne.
Współpracując z nami, brałeś udział w wielu różnorodnych projektach. Czy był wśród nich taki, który stanowił dla Ciebie szczególne wyzwanie lub okazał się artystyczną niespodzianką?
Sławomir Naborczyk: Wydaje mi się, że projekt Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, ponieważ piosenka włoska była dla mnie totalnie abstrakcja, a okazało się w praktyce, iż dałem sobie znakomicie radę, co przysporzyło mi to wielu przyjemnych chwil.
Taka wszechstronność jest odświeżająca. Pozwala spojrzeć na swój głos i interpretację z innej perspektywy, uczy lekkości i innego rodzaju ekspresji. To cenne doświadczenie, które z pewnością wzbogaca mnie również jako śpiewaka operowego.

Jako tenor o klasycznym wykształceniu, jesteś zanurzony w świecie opery i operetki. A czego słuchasz prywatnie, kiedy gasną światła sceny? Czy jest miejsce na inne gatunki w Twojej playliście?
Sławomir Naborczyk: Słucham bardzo zróżnicowanej muzyki. Uważam, że w każdym jej gatunku czai się jakaś perełka, która niesie za sobą radość słuchania, więc nie zamykam się tylko na klasykę (która z wiadomych względów jest mi najbliższą). Otwartość na różne style muzyczne pozwala zachować świeżość i czerpać inspiracje z najmniej oczekiwanych miejsc.

Życie artysty to ciągłe podróże i ogromna dyscyplina. Jak ładujesz akumulatory? Co robisz, by na chwilę uciec od świata muzyki i zregenerować siły?
Sławomir Naborczyk: Moje hobby to głównie sport oraz oglądanie filmów w wolnym czasie. Czynnie uprawiam bieganie oraz nierzadko zaglądam do siłowni w miarę możliwości oczywiście. Śpiew operowy to ogromny wysiłek fizyczny, który wymaga doskonałej kondycji.
Dobre podparcie oddechowe, kontrola nad całym ciałem – to wszystko jest fundamentem techniki wokalnej. Bieganie fantastycznie wpływa na wydolność płuc, a siłownia buduje siłę mięśni, w tym tych, które są kluczowe dla aparatu oddechowego. Dyscyplina ciała jest nierozerwalnie związana z dyscypliną głosu.
Na koniec, Sławomirze, wyobraź sobie, że spotykasz młodego, pełnego pasji wokalistę, który stoi na progu swojej kariery. Jakiej jednej, najważniejszej rady byś mu udzielił, bazując na własnych doświadczeniach?
Sławomir Naborczyk: Niech uzbroją się w gruby pancerz, ponieważ nie jest to droga łatwa i zawsze przyjemna a róże, które leżą u naszych stóp, często mają pokaźne kolce. Oczywiście jest to piękny zawód, ale wymaga wiele cierpliwości i uporu. Moje największe „kolce” to były właśnie te momenty zwątpienia, niepewności, czy podążam właściwą ścieżką.
To była presja konkursów, ciężka praca nad głosem, która nie zawsze od razu przynosiła efekty. Siłę dawała mi pasja i wiara w to, że to, co robię, ma sens. A to wszystko w dużej mierze również dzięki wspaniałym fanom, ich wsparciu oraz reakcjom cudownej publiczności. Życzę wszystkiego najlepszego na drodze artystycznej początkującym artystom!
Sławomir Naborczyk. Najbliższe widowiska z udziałem artysty
Dziękujemy Sławomirowi za tę niezwykle szczerą i inspirującą rozmowę. Dla nas to lekcja o tym, że prawdziwa siła artysty leży nie tylko w talencie, ale w charakterze, odwadze i nieustannej pracy.
Dziękujemy, Sławku, za otwartość, precyzję słowa i to charakterystyczne „śpiewam jakby to był ostatni raz”, które słychać w każdym Twoim wejściu. Z tej rozmowy płynie dla nas ważna myśl: technika i nagrody są istotne, ale o sile występu decyduje prawda – ta, którą widz wyczuwa od pierwszej frazy.
Jeśli coś szczególnie Cię poruszyło w historii Sławomira, napisz, o jakich wątkach chciał(a)byś przeczytać więcej – chętnie do nich wrócimy w naszych Kuluarach. Chcesz być bliżej Sławka na co dzień, aby śledzić jego dalszą karierę muzyczną?
Obserwuj jego social media:
A najlepiej… poznaj go na żywo i zdobądź jego autograf tuż po koncercie. Już tej jesieni i zimy zapraszamy serdecznie na koncerty, w których Sławomir Naborczyk zaśpiewa z całą plejadą gwiazd Agencji Brussa, w naszych epickich produkcjach:
Operetki Czar oraz najnowsza produkcja kameralna z fortepianem
ℹ️ Bilety dostępne online i pełny harmonogram naszych wydarzeń i miast, które odwiedzimy w najbliższym czasie, znajdziesz tutaj: Kup bilet – Agencja Brussa
Bądź też z nami na co dzień: Facebook Agencji Brussa
Instagram Agencji Brussa I nie zapomnij dołączyć do klubu fanów naszego bloga Kuluary, żeby nie przegapić kolejnych wywiadów i opowieści zza kulis:
Do zobaczenia – w Kuluarach Brussa i na widowni!
Dla mnie to najlepszy tenor na świecie, nasz rodzimy Placido Domingo. Uwielbiam Jego barwę głosu, niezwykle precyzyjnie wyśpiewaną każdą nutę prosto z serca, co na każdym koncercie oraz w teatrze zawsze dostarcza mi wielu emocji.